Przyjęło się myśleć, że osoby cierpiące na choroby autoimmunologiczne nie mogą korzystać z zabiegów medycyny estetycznej. Rzeczywiście, trzeba przyznać, że takie pacjentki czy pacjenci stanowią nie lada wyzwanie i oczywiście tylko nieliczne dostępne zabiegi mogą być u nich wykonane. Istnieją jednak metody, które mogą się sprawdzić i pomóc uporać z przykrymi objawami niektórych chorób – np. bielactwa i łuszczycy, a właśnie nim postanowiłem poświęcić mój dzisiejszy tekst.

.

Dlaczego zdecydowałem zająć się tematem łuszczycy i bielactwa? Ponieważ to jedne z częstszych dermatoz. Szacuje się, że łuszczyca dotyczy nawet 3% społeczeństwa, zaś bielactwo około 1% populacji. Obydwie choroby występują zarówno u kobiet, jak i mężczyzn. Narażone na nie mogą być też osoby w różnym wieku. Choć oczywiście warto zaznaczyć, że w grupie ryzyka są szczególnie te osoby, u których w rodzinie występowała już choroba. Wtedy możemy mówić o obciążeniu genetycznym.

Obydwie choroby występują stosunkowo często, mam jednak wrażenie, że wciąż w mediach nie mówi się o nich zbyt dużo, wiedza na temat łuszczycy i bielactwa jest w naszym społeczeństwie dość niska. Funkcjonuje wiele stereotypów – np. że łuszczycą można się zarazić, choć tak naprawdę jest to niemożliwe. Takie mity sprzyjają wykluczaniu i stygmatyzacji osób chorych, a poczucie odrzucenia może przyczyniać się nawet do rozwoju depresji u osób dotkniętych łuszczycą czy bielactwem. Zdecydowałem więc, że warto opowiedzieć trochę o każdej z tych chorób, a także przybliżyć Państwu metody, które oferuje medycyna estetyczna, a które mogą okazać się bardzo pomocne dla osób z bielactwem czy łuszczycą. Szczególnie, że świeże badania wykazują bardzo obiecujące rezultaty i możliwe, że niebawem zestaw możliwych zabiegów się poszerzy.

.

Najpierw chciałbym opowiedzieć trochę o łuszczycy. Czym jest? To przewlekła choroba ogólnoustrojowa, która objawia się charakterystycznymi zmianami na skórze – najczęściej grudkami pokrytymi charakterystyczną, jakby srebrzystą łuską, ale też krostkami. U większości osób zmiany te pojawiają się w okolicach kolan, łokci, krzyża i skóry głowy. Może być jednak tak, że łuszczyca objawi się także w innym miejscu – np. w okolicach intymnych, na dłoniach, stopach czy nawet paznokciach. Układową manifestacją choroby może być także łuszczycowe zapalenie stawów.

Te różnorodne odmiany łuszczycy znajdują też oczywiście odzwierciedlenie w klinicznych klasyfikacjach. Wyróżniamy więc łuszczycę plackowatą, nazywaną też łuszczycą zwyczajną. To najczęstsza odmiana. Ale jest też erytrodermia łuszczycowa, łuszczyca krostkowa, łuszczyca paznokci czy łuszczyca wyprzeniowa.

Jak zaznacza Justyna Sowińska w świetnym tekście „Wykorzystanie i bezpieczeństwo wybranych zabiegów medycyny estetycznej w łuszczycy i bielactwie” (na łamach oficjalnego czasopisma Polskiego Towarzystwa Medycyny Estetycznej i Anti-Aging), do którego będę się tu jeszcze wielokrotnie odwoływał, etologia łuszczycy wciąż nie jest w pełni poznana. „Głównym czynnikiem patogenetycznym są zaburzenia autoimmunologiczne, nadal jednak nie jest jasne przeciwko czemu – jakim antygenom – skierowana jest owa odpowiedź immunologiczna. Bezsporny natomiast jest fakt, że w patogenezie łuszczycy, jak i wielu innych chorób z autoagresji pośredniczą komórki Th1 (ang. T helper cells, limfocyt T pomocniczy)” – podkreśla autorka.

Sowińska zaznacza, że zgodnie z aktualnym stanem wiedzy łuszczycę uznaje się za chorobę kompleksową, która stanowi wypadkową działania czynników środowiskowych i ujawnia się u osób predysponowanych do niej genetycznie.  Jak opowiadała z kolei w wywiadzie dr hab. Irena Walecka, kierowniczka Kliniki Dermatologii CSK MSWiA w Warszawie: „Jeżeli jeden rodzic choruje na łuszczycę to prawdopodobieństwo choroby u dziecka wynosi ok 10-20%. W przypadku choroby obojga rodziców prawdopodobieństwo wzrasta do 50%. Gdy mamy bliźnięta jednojajowe, to jeśli jedno z nich ma łuszczycę, prawdopodobieństwo, że drugie zachoruje wynosi prawie 100%”. Za pojawienie się łuszczycy nie odpowiada jednak jeden gen, a wiele genów, które zlokalizowane są na różnych chromosomach. Mówimy więc o poligenicznym dziedziczeniu choroby.

Warto pamiętać również, że łuszczyca może zwiększać ryzyko wystąpienia innych problemów zdrowotnych – m.in. zapalenia stawów (występuje ono nawet u 34% osób cierpiących na łuszczycę), choroby Leśniowskiego-Crohna (przewlekłe zapalenia jelita), zapalenia błony naczyniowej oka (u chorych na łuszczycę występie aż 2 razy większe ryzyko tego schorzenia) czy pojawienia się depresji (tutaj kluczowy jest oczywiście czynnik psychologiczny). Z drugiej strony czynnikiem ryzyka wystąpienia łuszczycy może być otyłość. Znów łuszczyca i otyłość mogą stanowić czynnik ryzyka wystąpienia cukrzycy typu 2 i chorób układu krążenia. Dlatego też warto wcześnie reagować i podjąć właściwe leczenie, jeśli zauważymy podejrzane zmiany skórne.

Bardzo dużo przydatnych, szczegółowych informacji i kontaktów do specjalistów i specjalistek można znaleźć na stronie programu edukacyjnego „Nie traktuj łuszczycy powierzchownie” na coukrywaskora.pl, który gorąco polecam. Już tutaj zaznaczę jednak, że wśród proponowanych metod leczenia wymienia się: terapię miejscową, polegającą na stosowaniu leczniczych maści czy balsamów, terapię doustną, fototerapię oraz odpowiednie zastrzyki.

Badania pokazują też, że u osób cierpiących na łuszczycę kluczowa jest aktywność fizyczna. Jak czytamy na stronie wyżej wymienionego programu edukacyjnego: „Oprócz wspomagania układu odpornościowego ćwiczenia fizyczne redukują stres i mogą zmniejszyć ryzyko zaostrzenia się objawów. W przypadku łuszczycowego zapalenia stawów szczególnie dobre jest pływanie, ponieważ nie obciąża bioder, kolan i kręgosłupa, a jednocześnie wzmacnia organizm”. Cytowana już dr hab. Irena Walecka zaznacza natomiast, że „pacjenci chorujący na łuszczycę muszą unikać picia alkoholu, palenia papierosów i innych używek, gdyż powodują nasilenie objawów chorobowych. Powinni również podlegać regularnym kontrolom stomatologicznym, laryngologicznym, a w przypadku kobiet również ginekologicznym celem wykluczenia ognisk infekcji”. Oczywiście zdrowy, aktywny tryb życia i regularne kontrole lekarskie polecam wszystkim, ale dla osób z łuszczycą są one absolutnie kluczowe.

.
.
.

.

Teraz czas, by przybliżyć Państwu temat bielactwa. Zwróćmy uwagę na to, że bielactwo, nazywane też albinizmem, może występować od urodzenia (wtedy mówimy o bielactwie wrodzonym) lub zacząć się już w trakcie życia (mowa wtedy o bielactwie nabytym). W przypadku tego pierwszego dzieci rodzą się z bardzo jasną, różowawą skórą. Na ciele noworodka widoczne są niewielkie, odbarwione plamy, ale z czasem zaczynają się ono powiększać i łączyć ze sobą, aż pokrywają obszar całego ciała. U osób, których dotyczy bielactwo wrodzone mogą występować także bezbarwne tęczówki oczu (ponieważ prześwitują jednak przez nie naczynia krwionośne, wydaje się nam, że tęczówki mają kolor różowy albo wręcz czerwony). Włosy (w tym rzęsy i brwi) mogą mieć jasny, czasem wręcz biały odcień, wystąpić może również bielactwo paznokci oraz zaburzenia wzroku , takie jak światłowstręt czy oczopląs.

W przypadku bielactwa nabytego, jak sugeruje sama nazwa, mamy do czynienia ze zmianami, które pojawiają się później, ale przeważnie też w dość młodym wieku – zwykle między 10. a 30. rokiem życia. Warto zaznaczyć, że u około połowy osób bielactwo nabyte objawia się jeszcze przed ukończeniem dwudziestki. Poza podziałem na bielactwo wrodzone i nabyte istnieją również inne klasyfikacja kliniczne. Wyróżniamy bielactwo segmentalne, niesegmentalne oraz niesklasyfikowane.

Pytanie, dlaczego u niektórych osób dochodzi do zachwiania produkcji pigmentu (konkretnie melatoniny, która odpowiada za odcień karnacji)? Naukowcy wciąż poszukują odpowiedzi na to pytanie. Zakłada się, że w powstaniu bielactwa istotne jest zaburzenie funkcjonowania układu odpornościowego oraz nerwowego, a także czynniki genetyczne. Sowińska pisze: „Jak dotąd powstały różne teorie próbujące wyjaśnić etiologię choroby, m.in. teoria stresu oksydacyjnego, teoria autoimmunologiczna, autozapalna, neurogenna, wirusowa, apoptotyczna, obecnie jednak najbardziej akceptowana jest teoria wieloczynnikowa. Tak jak w łuszczycy, bielactwo rozwija się pod wpływem różnych czynników środowiskowych, u chorych predysponowanych genetycznie. Owymi czynnikami mogą być infekcje, stresy psychiczne, okres dojrzewania, ciąża czy uraz fizyczny. Podobnie jak w łuszczycy nie istnieje jeden gen odpowiedzialny za rozwój choroby”.

Warto zwrócić także uwagę na inne, interesujące zdrowotne zależności. Bielactwu nabytemu bardzo często towarzyszą choroby tarczycy (zarówno jej nadczynność, jak i niedoczynność oraz choroba Hashimoto). Bywa też tak, że wraz z bielactwem występuje cukrzyca, choroba Addisona lub niedokrwistość sierpowatokrwinkowa. Zdarza się także, że oprócz bielactwa pojawia się także łysienie plackowate, przedwczesne siwienie włosów oraz znamiona typu Suttona. Wreszcie możemy mieć też do czynienia z bielactwem, które pojawi się w przebiegu czerniaka złośliwego. Akurat wtedy traktowane jest jako korzystny czynnik rokowniczy, ponieważ związany jest on z immunologiczną reakcją obronną organizmu na komórki nowotworowe. Pamiętajmy również, że osoby z bielactwem mogą być bardziej narażone na wystąpienie depresji w związku z trudnościami z akceptacją zmieniającego się ciała i nieraz nieprzychylnymi reakcjami otoczenia. Dlatego tak o bielactwie, jak i łuszczycy warto mówić także w tym kontekście i oswajać społeczeństwo z tymi chorobami.

Jak zdiagnozować bielactwo? Może być to trudniejsze niż w przypadku łuszczycy. Bardzo często bywa tak, że w początkowym okresie choroby pojawiają się tylko drobne, białe plamki. W związku z tym bardzo przydatne bywa badanie w świetle lampy Wooda – na oświetlonej nią skórze granice między obszarami zdrowymi, a tymi gdzie wystąpiły odbarwienia są widoczniejsze. Oczywiście z czasem, gdy zmian przybywa i stają się większe, o wiele łatwiej zauważyć, że mamy do czynienia właśnie z bielactwem. Gdzie wypatrywać zmian? Najczęściej pojawiają się one na wierzchniej części dłoni i stóp. Bardzo często plamki pojawiają się też przy brodawkach sutkowych, w okolicach genitaliów, na szyi i przy pachach. Mogą one jednak wystąpić także w innych obszarach ciała. Podkreślmy też, że bielactwo nie wiąże się z dolegliwościami bólowymi, problem stanowią zmiany o charakterze estetycznym, mogą one jednak znacząco wpływać na samopoczucie osób, które ich doświadczają.

Jakie opcje leczenia mają pacjenci i pacjentki z bielactwem? Medycyna dysponuje tu różnymi metodami terapeutycznymi, niestety żadna z nich nie przynosi w pełni satysfakcjonujących efektów. Najczęściej stosuje się leczenie glikokortykosteroidami oraz inhibitorami kalcyneuryny. Od niedawna wykorzystuje się także pochodne witaminy D. Kolejną nadzieją jest fototerapia oraz zabiegi chirurgiczne – implatancja melanocytów pobranych z okolic, gdzie skóra jest zdrowa w obszary, gdzie jest ona odbarwiona. Stosuje się przeszczep naskórkowy, miniprzeszczep autologiczny czy transplantację hodowanych melanocytów.

S

„Szacuje się, że łuszczyca dotyczy nawet 3% społeczeństwa, zaś bielactwo około 1% populacji. Obydwie choroby występują zarówno u kobiet, jak i mężczyzn.”

.

W tym miejscu chciałbym opowiedzieć o tym, co medycyna estetyczna może zrobić dla pacjentów i pacjentek z bielactwem i łuszczycą. Zacznijmy od tego, dlaczego korzystanie z zabiegów medycyny estetycznej u osób z wspominanymi chorobami to skomplikowana sprawa. Problem w tym, że nawet niewielka ingerencja, która narusza ciągłość naskórka może prowadzić do wysiewu zmian chorobowych charakterystycznych dla łuszczycy bądź bielactwa. Zjawisko to jest dobrze znane i określane mianem fenomenu Köbnera – od nazwiska Heinricha Köbnera, niemieckiego dermatologa, który zaobserwował je jeszcze pod koniec XIX wieku. Zwrócił on uwagę, że u badanego pacjenta na kilka dni po urazie mechanicznym doszło do nowych zmian łuszczycowych. Jak podaje Justyna Sowińska w przywoływanym już tekście „Wykorzystanie i bezpieczeństwo wybranych zabiegów medycyny estetycznej w łuszczycy i bielactwie”, zjawisko Köbnera obserwuje się średnio u 25% chorych z łuszczycą. Sowińska zaznacza, że przeważnie „średni czas pomiędzy wysiewem zmian łuszczycowych a zadziałaniem czynnika fizycznego to 3–14 dni. W przypadku bielactwa występowanie köbneryzacji dotyczy 21–62% pacjentów i podobnie jak w łuszczycy, objaw ten świadczy o aktywności choroby”. Nie oznacza to jednak, że wszystkie zabiegi medycyny estetycznej są nieosiągalne dla osób z bielactwem czy łuszczycą.

Zacznijmy od przyjrzenia się temu, jak przedstawia się sytuacja osób z łuszczycą. Przede wszystkim przy klasyfikowaniu do wybranego zabiegu kluczowa jest ocena aktywności choroby, choć może być ona szczególnie utrudniona, bo łuszczyca stabilna może dość łatwo przeistoczyć się w niestabilną. Absolutnie nie można tu ryzykować, kierując się chęcią wykonania zabiegu, który miałby teoretycznie upiększyć, ale w praktyce mógłby wywołać nasilenie choroby. Dlatego osoby z łuszczycą nie są i nie powinny być klasyfikowane np. na zabiegi z nićmi liftingującymi czy kwasem hialuronowym. Podobnie sprawa ma się z mezoterapią. Choć w teorii to zabieg bardzo mało inwazyjny, tak u osób z łuszczycą może okazać się niebezpieczny. W miejscach nakłóć mogą pojawić się drobne grudki, a następnie wysiew zmian łuszczycowych w innych obszarach ciała.

.

Z czego zatem mogą skorzystać osoby z łuszczycą? Przede wszystkim z laseroterapii. Niejednokrotnie pisałem o Państwu o różnorodnych zastosowaniach innowacyjnych laserów, nie wspominałem jednak wcześniej, jak zbawienny wpływ na skórę mogą mieć one właśnie w przypadku łuszczycy. Jak pisze Justyna Sowińska, powołując się na najnowsze doniesienia, laseroterapia to doskonała metoda na zwiększenie przezskórnego przenikania leków. „Energia lasera zmienia układ molekularny tkanki, tworząc gęsty kanał i zwiększając tym samym szybkość penetracji leku. Dodatkowo laser częściowo redukuje warstwę rogową naskórka, przyspieszając przenikanie leku przez skórę” – zaznacza autorka. Zarówno przy leczeniu zmian łuszczycowych, jak i łysienia plackowatego, liszaja płaskiego czy innych zmian skórnych sprawdza się laser ekscymerowy o długości fali 308 nm. Sam jestem zwolennikiem licznych terapii laserowych i cały czas czekam na kolejne doniesienia odnośnie nowych metod i zastosowań, które mogłyby pomóc także osobom zmagającym się z łuszczycą właśnie.

Inną ciekawą metodą, która może okazać się przełomowa jest zastosowanie… botoksu. Tak, wiem, że większości z Państwa toksyna botulinowa kojarzy się prawdopodobnie przede wszystkim z wygładzeniem zmarszczek. Od dawna staram się jednak w moich tekstach i postach odczarować część stereotypów dotyczących botoksu i pokazać, że substancja ta ma bardzo wiele obiecujących leczniczych zastosowań – np. przy leczeniu migren czy bruksizmu. Okazuje się, że może też pomóc osobom z trądzikiem, a także z łuszczycą właśnie. Wciąż trwają badania na ten temat i konieczne jest ich kontynuowanie przed zaczęciem stosowania terapii. Przeprowadzone już badania sugerują jednak, że istnieje spora szansa, że botoks okaże się nadzieją dla osób z ogniskowymi, opornymi na inne metody leczenia, zmianami łuszczycowymi. Oczywiście będę Państwa na bieżąco informował, jeśli takie zastosowanie zabiegu będzie mogło się upowszechnić.

.

Teraz chciałbym opowiedzieć o zabiegach, które mogą nieść nadzieję osobom z bielactwem. Oczywiście i w ich przypadku przy klasyfikowaniu do zabiegu niezbędne jest określenie stabilności choroby – nowe zmiany nie powinny pojawiać się przynajmniej przez pół roku. Jak już wcześniej wspominałem, pomimo, że w medycynie stosowane są różne terapie bielactwa, każda z nich pozostawia sporo do życzenia. W związku z tym alternatywą dla wielu osób, które zmagają się z rozległymi zmianami na skórze może być depigmentacja, czyli całkowite odbarwienie. Justyna Sowińska punktuje wady różnorodnych metod depigmentacji. W przypadku tej z użyciem hydrochinonu musimy mieć świadomość, że substancja ta nie jest dostępna w wielu krajach. Z kolei często stosowany fenol może być toksyczny dla organizmu. W związku z tym doskonałym rozwiązaniem może być depigmentacja z wykorzystaniem lasera Q-switch, który wykazuje wyższą skuteczność aniżeli peeling z użyciem TCA.

Jeszcze inną metodą, która może okazać się zbawienna dla pacjentek i pacjentów z bielactwem jest zabieg z osoczem bogatopłytkowym (PRP). Pod tą nazwą kryje się specjalny program biostymulacji komórek skóry oparty na pozyskaniu osocza bogatopłytkowego z krwi pacjenta i wstrzyknięcia go w skórę. Osocze stymuluje komórki macierzyste, które zaczynają się namnażać, a także pobudza fibroblasty, które wytwarzają nowy kolagen, aktywuje mikrokrążenie i stymuluje syntezę DNA. Więcej na temat tej metody, której jestem gorącym orędownikiem ze względu na niską inwazyjność i wykorzystanie naturalnego materiału, pozyskanego bezpośrednio od pacjenta czy pacjentki, pisałem już wielokrotnie, np. w kontekście leczenia łysienia.

Sowińska komentuje badania wpływu zastosowania osocza bogatopłytkowego na wynik fototerapii wąskopasmowej. Tak opisuje doświadczenie: „Lewą stronę ciała naświetlano UVB-NB, podczas gdy prawą ostrzykiwano dodatkowo PRP co 2 tyg. przez 4 mies. Sesje naświetlań odbywały się 2 razy w tyg. W badaniu wzięło udział 60 pacjentów w wieku 18–35 lat. Badanie wykazało istotnie znaczącą poprawę repigmentacji po stronie prawej z wykorzystaniem PRP: 50% pacjentów osiągnęło doskonałą, a 20% dobrą repigmentację w ciągu 4 mies. Porównując wyniki ze stroną lewą ciała, w obrębie której stosowano jedynie fototerapię i nie uzyskano ani doskonałej, ani dobrej repigmentacji, powyższy wynik uznano za niezwykły”. Choć mechanizm działania PRP w bielactwie nie został poznany, zakłada się, że jego zbawienny wpływ wynika z dostarczania czynników wzrostu. Sowińska pisze, że wedle badaczy zastosowanie PRP można uznać za skuteczne i bezpieczne, a dodatkowe połączenie iniekcji z UVB-NB zwiększa jego działanie, poprawia repigmentację, głównie w związku ze stabilizacją melanocytów. Oczywiście i tu konieczne są jeszcze dalsze badania.

Podsumowując, choć w tym momencie medycyna estetyczna nie ma jeszcze do zaoferowania spektrum zabiegów dla osób z łuszczycą czy bielactwem, warto wiedzieć, że już dostępne są pewne metody, a kolejne są testowane i można się spodziewać, że niebawem wejdą do kanonu proponowanych terapii i pomogą wielu osobom. W związku z tym postanowiłem podzielić się z Państwem tymi optymistycznymi danymi. Oczywiście jeśli mają Państwo jakieś pytania i zastanawiają się nad zastosowaniem któregoś ze wspominanych zabiegów, gorąco zachęcam do kontaktu – czy to za pośrednictwem Facebooka czy Instagrama, czy do przyjścia na konsultację. A na koniec chciałem jeszcze powiedzieć, że olbrzymie znaczenie przy akceptacji chorób skórnych – m.in. bielactwa czy łuszczycy mogą mieć zaangażowane projekty artystyczne. Np. zdjęcia pokazujące, że choroba nie musi być traktowana jako cios od losu i wszystkie ciała są piękne. Na uwagę zasługują choćby urzekające prace holenderskiej fotografki Elisabeth Van Aalderen, która sama zmaga się z bielactwem czy innej artystki – Denisse Ariany Pérez. Obydwie twórczynie pokazują wyraźnie, że piękno nie ma jednej, sztywnej definicji, a to, co uznajemy początkowo za nasz defekt, może okazać się źródłem siły i poczucia wyjątkowości.